Środa 1 czerwca 1932
23 stycznia 1931 urodziła się Basiunia, maluchna
córeczka moja. Od razu była niezwykle cudna, zgrabna i bardzo proporcjonalna.
Włoski jasne, duże niebieskie oczka inteligentne i nadzwyczaj mądre i dobre,
nosek jak wyrzeźbiony i malusieńkie usteczka. Całość z wyrazu twarzyczki i
rysików była przedewszystkiem podobna do Tatusia, co wszyscy jednogłośnie
orzekli. Dla tego że była taka cudna, nazwaliśmy ją Cudkiem, ale owo nazwanie
przetrwało zaledwie rok, do czasu zupełnego opuszczenia podusi czyli powijaka.
Teraz nazywa się Basiunia, które to imie można w wielu warjantach używać- więc:
Barbara, Basia, Basiunia, Bacha, Bachunia, Barbarka, Barabinka. Ponieważ chcę
opisać (wedle moich skromnych sił i umiejętności) życie Basiuni do dnia dzisiejszego,
16 miesięcy począwszy od jej pierwszych chwil, więc będę ją nazywała Cudek.
Będąc jeszcze w Lecznicy Cudek stał się ulubieńcem nie tylko
rodziny, ale wszystkich lekarzy i pielęgniarek które wówczas opiekowały się
maluśką. Była niezwykle grzeczna i zaraz nauczyła się pić mleczkę (ssać, w
wyrażeniu fachowem). Czyniła to z wielka ochotą i z ogromnie bystrem i
żarłocznem nastawieniem oczek. Jaka cudna była w takiej chwili – nie potrafię
napisać. Każdy Jej ruch to był (i jest do tej pory) idealnie harmonijny
poemacik, uosobienie wdzięku i subtelności doskonałej, co bezwarunkowo
odziedziczyła po swoim Tatusiu, który jakkolwiek zupełnie dorosły mężczyzna, ma
właśnie ten wdzięk dzieciakowy.
Przez pierwsze
tygodnie zasadnicza rzeczą w życiu Cudka były mleczki, zabawa i poznawanie
świata zewnętrznego ograniczało się do bezustannego wywijania rączkami i
nóżkami. W trzecim tygodniu życia zdarzył się ważny wypadek: Była zima,
śliczny dzień pogodny i biały. Wózeczek z Cudkiem stał niedaleko okna za którem
srebrzyła się śnieżna bajka. Zaklęte w bezruchu drzewa jaśniały najczystszą
bielą i mieniły się tysiącznemi kolorami w promieniach słońca. Jeden z takich
promieni zaglądnął do pokoju i ozłocił Basiunię – maleńką istotkę leżącą w swej
podusi. Przez chwilę mrużyła oczka, wreszcie uśmiechnęła się – poraz pierwszy w
swem życiu. Anielska duszyczka zrozumiała pieszczotę słońca i zajaśniała
najcudniejszym usmiechem – jak słońce.
Z każdym dniem rozwijała się inteligencja Cudka, zaczynała
poznawać i rozróżniać otaczające ją osoby, w końcu zaczęła próby mówienia: Ao,
o, a, ata, pierwsze wyraźne i zdecydowane słowo było Tata. Potem Ba-ba, buba,
ana, ma, i jednego dnia najwyraźniej – mama. Zaczęły się też rozmaite zabawy,
Cudek coraz częściej była rozwinięta i leżąc na podusi albo na łóżku próbowała
wstępnych ćwiczeń akrobatycznych: stawania na głowie, koziołki, przewracanie
się jednym ruchem z plecków na brzuszek. Do bardzo mile widzianej zabawy
należało także poprawianie Tatusiowego krawatu i próbowanie sił maluchnych rączek
na twarzy Tatusia, przyczem rzecz odbywała się w ten sposób: Jedną nóżke
wpychała Tatusiowi w okolicę krtani, paluszki jednej łapki do oka, a drugą
grała po twarzy jak na fortepianie. Cudek od wczesnego swego dzieciństwa
zdradzała wielka muzykalność, z przyjemnością słuchała piosenek śpiewanych
przeze mnie lub Stefcię. Pierwsza piosenka przy której woziło się Cudka po
pokoju była taka:
„Ta Dorotka ta maluśka
Tańcowała dokoluśka –
Tańcowała ranną rosą
I tupała nóżką bosą.
Tańcowała też w południe
Gdy świeciło słonko cudnie
Potem spała w kolibusi
Na puchowej swej podusi.”
Prócz tego Stefcia śpiewała różne ludowe piosenki, a
specjalnie do usypiania Cudka śpiewał Tatuś:
„Śpij mu synku
mój mały Ty murzynku”
Nie znam tej piosenki ale jest śliczna, potem drugą także do
spania:
„Śpij dziecinko już,
Cudne oczka zmruż,
Spał zajączek w zbożu spał
Zbudził go myśliwy strzał,
W gniazdku pyta się gromadka
Gdzie tak długo nasza matka?”
Babcia skomponowała przy usypianiu Cudka melodję, bez słów.
W tym czasie zaczęła Basiunia mówić po grecku – Ciocia Ziuja
twierdzi, że Basiuna będzie na pewno filulug. Pierwsze słowo było Beta,
powtarzane przez pewien okres czasu. Zaczęła też prowadzić wtedy dyskusje z
Tatusiem – było tak:
Cudek leżała w wózku przykryta i zawiązana bo było chłodno,
Tatuś Ją woził. Co chwilę uwalniała się z podusi jakaś rączka lub nóżka, potem
brzuszek. Tatuś ciągle nakrywał i mówił: „Kto się rozkopuje?” Basiunia wpadała
w zachwyt i śmiała się głośno. Taka zabawa trwała dosyć długo, aż wreszcie na
zapytanie Tatusia „Kto się rozkopuje?” odpowiedziała „Paweł” i za chwilę
„siadaj”.
Radość z tego powodu była nieopisana.
Powrót do filulugji był wczoraj, mówiła ciągle „Ejmi” co
znaczy zdaje mi się „jestem”.
Zaczęła też maluśka okazywać swoja wolę i nieugiętość przy
jedzeniu, zaprotestowała przeciw owsiance i w ogóle wszelkim witaminom, z
owoców uznawała tylko banany, co do dzisiejszego dnia pozostało zwyczajem.
W pierwszych dniach maja ubiegłego roku wyjechała pierwszy
raz do ogrodu. Wrażenie ogromne. Rozglądała się ciekawie dokoła z mineczką
skupioną i poważną i wyciągała rączki do gałązek i kwiatów. W końcu lata z
Cudka zrobił się prawdziwy synek murzynek taka była opalona i jeszcze
cudniejsza przez to. Z zabawek najulubieńszy był wówczas papier, szczególnie
taki szeleszczący, który się darło na drobne kawałki. W ogóle zabawki
sprawiające jaknajwięcej hałasu były uwielbiane. W tym czasie nauczyła się
Cudek robić kosi kosi łapkami, później „sroczka kaszeczkę warzyła”, na pytanie
Gdzie jest cudna mała Basia? Pokazywała paluszkiem na brzuszek. Umiała także
pocałować swoim pyszczkiem. Ten pyszczek był cudny – malutki, okrągły i
konsystencji balonikowej, dlatego nazywało się „Baloniki Basiuni”. W tym czasie
powiększył się także repertuar wyrazów: nana, mam, ama, papa, ababuba. Jednego
dnia powiedziała nawet „krowa”. Okres ząbkowania przeszedł dość łagodnie,
zresztą Basiunia jest nadzwyczaj dzielna i cierpliwa, więc znosiła wyrastanie
ząbków bardzo spokojnie. Powstała wtedy okolicznościowa piosenka:
„Poleciał gołąbek na wysoki dąbek.
Zaglądnął do Basi, czy ma jaki ząbek”.
Pierwsze cierpienie w życiu Cudka było spowodowane
zapaleniem uszka środkowego po grypie. Straszne to były czasy dla nas
wszystkich. Chorobę całą znosiła Basiunia po bohatersku, tylko przy badaniu lekarskiem
i opatrunkach bardzo płakała. Wszystko szczęśliwie minęło i znowu Basiunia
dokazywała i była wesoła i cudna. Z każdym dniem przybywało jakieś nowe słowo, kiedyś
słysząc zajeżdżające auto przed dom powiedziała „Edziu” najpewniej przypomniała
sobie, że autkiem przyjeżdża Stryj Edward, którego darzy wielką sympatią.
Stojąc na oknie Basiunia każdemu robi „Pa” i szczególnie z siostrami z
kancelarji prowadzi rozmowy przeważnie mimiczne, ale pełne wyrazu i
temperamentu.
Z chwilą chodzenia samodzielnego zaczęły się nowe i
niesłychanie cudne rzeczy okazywać. Przedewszystkiem na nutę „Ta Dorotka ta
maluśka” zaczęło się śpiewac taką piosenkę:
„Ten Cudeczek ten malutki
dostał dzisiaj nowe butki
tupci tupci po izbusi
od Tatusia do Mamusi”
Objawy radości z powodu chodzenia były szalone. Śmiała się
cudnie i powtarzała „hu ha, hu ha”. Stefcia wprowadziła także specjalnie
Basiowy słowniczek na rozmaite rzeczy – więc: pielusia, pończochusia, uneczka
(suknia) ununuś (nocniczek), śmietanusia, a samą Basiunię nazywała” Bryteczka
(Bryłeczka?) Pyszczusia, kędziorkowa łepetka. Ja mówiłam najczęściej
Słoneczusieńko, panienusia, aniołeczuś, Barbara. Z powodu samodzielnego
spacerowania po pokoju powstała znowu melodeklamacja:
„Gdzie Ty idziesz dziewczynko?
Do stodoły po sianko
Nie zawieraj za sobą
Bo ja idę za Tobą.”
Basiunia ogromnie lubiła tańczyć – co najchętniej wykonywała
przed lustrem i śmiała się z radości. Stefcia przyśpiewywała wtedy:
„Jaskółeczka pod bramą
wciąż uwija się w kółka
Ja nie jestem jaskółką
A potrafię to samo.”
Basiunia mówiła coraz więcej – cały dzień gaworzyła i
dokazywała, kota nazywa Apa ale w ten sposób: najpierw jest szalony zachwyt na
pyszczku, potem się mówi: aaa.......papapapa. ap-a, apa. Jak słyszy jadące auto
zawsze mówi „Mama”. Pewnego dnia zdarzył się mały wypadeczek na dywanie –
Babcia zapytała: Kto to zrobił? Basiunia odpowiedziała: „Mama”
Jednak to nie była prawda.
Teraz jest okres mówienia: „Bibi, Bebi, Bebe – tego Bebe
jest dużo, ku mojemu cichemu protestowi, bowiem z takich politycznych przekonań
mojej córki nie jestem zadowolona, (BB) mam jednak nadzieję, że to wkrótce się
zmieni.
Jest najcudniejsza na świecie. Przytem strasznie mądra.
Świetnie wyczuwa wartości poznanych ludzi – wszystkie Ciocie swoje ogromnie
kocha i chętnie idzie do nich na rączkę, również Misię czyli Wojciową
ogromnie darzy przywiązaniem i jest uszczęśliwiona jak idzie do niej na
wizytkę. Sióstr na ogół si boji i patrzy na nie bardzo nieufnie. Basiunia ma
przedziwny sposób patrzenia na ludzi, przypatruje się długo i niesłychanie
poważnie, nie spuszcza oka z badanego, nie uśmiecha się i w oczusiach jest cała
głębia myśli. Jest cudna. Bardzo lubi kwiaty i uśmiecha się do nich anielsko,
głaszcze je i wącha. Do bardzo lubianej zabawy należy także otwieranie szuflady
z szafy, gdzie Tatuś ma schowane lekarstwa – pudełeczka, flaszeczki, ampułki
szklane i różne zachwycające cudowności. Delikatnie wyciąga to wszystko i
podaje albo niesie Tatusiowi czy Stefci. Była z tego powodu rozmowa:
Stefcia: „Basiuniu, rozbijesz, to nie wolno – prawda
Panie doktorze że nie wolno brać tych lekarstw?”
Kazio: „Bawić się wolno, tylko żeby Basiunia czego nie
zażyła bo mogła by suę otruć”
Czemkolwiek się bawi to maleństwo, to robi to w cudowny subtelny sposób,
jest ideałem delikatności i wdzięku. Lubi też bardzo froterować podłogę
czemkolwiek – więc kawałkiem papieru, swoją jaka zabawką, tależykiem, szmatką,
raz nawet ściągnęła moje majteczki i niemi wycierała podłogę. Pomysłów ma całe
mnóstwo. Jak zobaczy muchę, dmucha na nią. Kiedyś w nocy przelękła się bardzo
ćmy.